Przekrój teatralny nr 3/12/1980
Wrocławski Festiwal Sztuk Współczesnych zaskoczył ciekawymi propozycjami reżyserskimi, także dramaturgicznymi, lecz znów gładko i grzecznie wyminął naszą rzeczywistość. Jedynie "Dacza" Iredyńskiego, z Łodzi (Teatr im. Jaracza), miała bohaterów wykrojonych (sztuka antykonsumpcyjna!) z materiału naszej codzienności. "Koczowisko" Łubieńskiego, "Sto rąk, sto sztyletów" Żurka (omawiane tu już po premierze), ciekawe wystąpienia pisarskie i reżyserskie, i kiepskie Bohdana Urbankowskiego "Mochnacki - sny o ojczyźnie" - do współczesności dochodzą z odległych orbit historycznych. Warszawską "Operetkę" Gombrowicza w reżyserii Macieja Prusa wolałbym jednak oglądać w Opolu niż we Wrocławiu, choć z żalem, że nowa wersja (po realizacji słupskiej) jest znacznie gorsza. Z nieudanym Fiorem Gustawa Holoubka i z fałszywie obsługującą "Operetkę" muzyką Jerzego Satanowskiego. Wraz z reżyserem już od pierwszych scen i taktów straszy Historią, która dopiero później wkracza w ten cały idiotyzm operetkowy. Idiotyzm, ale boski, jak chciał Gombrowicz. Również bardzo ambitny zamysł Kazimierza Brauna, podejmującego po latach próbę inscenizacji "Przyrostu naturalnego" Różewicza, nie spełnia (podobnie jak mało udany debiut dramaturgiczny Hanny Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem") oczekiwań na spektakl mogący rzeczywiście dotknąć spraw bolesnych i drażliwych. Sprowokować dyskusję, wzbudzić namiętności. Żeby wreszcie zawrzało - w teatrze i w umysłach widzów!